Z Sajgonu uciekliśmy na zieloną wyspę An Binh w delcie Mekongu w poszukiwaniu spokoju i wietnamskiej prowincji. Dostać się tam nie było tak łatwo, chociaż mieliśmy zarezerwowany nocleg i byliśmy umówieni z właścicielem w porcie. Autobusy jadące z Ho Chi Minh City nie wjeżdżają do centrum miasteczka, musieliśmy wysiąść na jego obrzeżach i wytłumaczyć kierowcy tuk tuka, gdzie chcemy jechać. Po kilku minutach dogadywania się na migi, udało się. Parę chwil później byliśmy w porcie.
Przed nami wyrosła siostra właściciela wraz z kuzynką, która miała nas zawieźć na miejsce, ale nie znała angielskiego i potrzebowała siostry-tłumacza. Już wtedy wiedzieliśmy, że dogadywanie się z ludźmi będzie naszym największym wyzwaniem w Delcie Mekongu… Z promu wyszło grubo ponad sto osób, drugie tyle weszło razem z nami na pokład. Promy odpływają na wyspę co kilkadziesiąt minut – wszystkie są obładowane ludźmi. Gdzie ci wszyscy ludzie płyną???
Na wyspie czekały na nas dwa motorki z, jak się później okazało, córkami właściciela. Nie mieliśmy wyboru – musieliśmy się na nie zapakować z naszymi tobołkami na plecach i na kolanach. Pierwszy szok to brak ulic – śmigaliśmy po metrowych chodnikach nie widząc kompletnie, co czai się za rogiem. Trąbieniem oznajmialiśmy wszem i wobec, że jedziemy..
Na An Binh Island nie ma hoteli czy restauracji. Jest za to dokładnie to, czego szukaliśmy – prawdziwe życie i możliwość poznania lokalnej społeczności od środka. Mieszkaliśmy w jednym z nielicznych homestay razem z kilkuosobową rodziną. Po kilku godzinach dzieciaki oswoiły się z nami, wskakiwały nam do hamaków i zaczepiały.
Wyspa poprzecinana jest maleńkimi kanałami – dopływami Mekongu, dając praktycznie każdemu mieszkańcowi możliwość dostępu do rzeki. Centralnym miejscem w każdym domu jest taras z hamakami i otwarta kuchnia, która jest jednocześnie pralnią i umywalnią. Pomyje lądują bezpośrednio w kanale.
Wieczorem zasiedliśmy z innymi gośćmi (parą Szwajcarów i Holenderką) do suto zastawionego stołu, na którym wylądowały ryby złowione parę godzin wcześniej w Mekongu, zupa ryżowa, składniki na surowe sajgonki i sałatki. Na deser zjedliśmy nieznany nam owoc, które kwitnie w marcu i nadaje się do zerwania tylko trzy dni przed przekwitnięciem. Mieliśmy szczęście, bo pojawiliśmy się właśnie o tej porze. Owoc miał niepowtarzalny smak mleczno-gruszkowo-melonowego budyniu, pychota.
Homestay Ngoc Sang na wyspie An Binh koło Vinh Long
Homestay Ngoc Sang to kilka domków na jednej działce jest przy bocznym kanale Mekongu, w jednym domu są pokoje do wynajęcia dla turystów, w pozostałych mieszka rodzina. W cenie noclegu (250 000 dongów, czyli około 50 zł, dopłata za klimatyzację kilka złotych) jest kolacja (można się nią nieźle najeść – sajgonki, zupa ryżowa, ryba lub kurczak, owoce na deser), śniadanie i przejazd na wyspę z Vinh Long. Nie ma internetu, pokoje nie mają własnych łazienek, ale za to można zobaczyć jak wygląda życie miejscowych od kuchni czy zaprzyjaźnić się z dzieciakami. Gospodarz organizuje kilkugodzinne wycieczki na pływający targ w Cai Be i do okolicznych kanałów za 15$ od osoby. Jeżeli chcecie zobaczyć jak wygląda życie na wietnamskiej prowincji, to wyspa An Binh jest dobrym wyborem. Pobyt zarezerwować można tutaj: Homestay Ngoc Sang.
Wszystkie posty z podróży po Wietnamie:
Wietnam
Lubisz nasze wpisy? Udostępnij je znajomym i śledź nas na Facebooku i Instagramie!
6 komentarzy
Patrzę na zdjęcia i też bym chciał pobiegać w krótkich spodenkach, a u nas powrót zimy zasypało kraj na biało i do tego jeszcze mrozi. Rozumiem, że homestay to forma naszego gospodarstwa agroturystycznego. My też dziś zasiedliśmy u znajomych do suto zastawionego stołu, ale nasze menu było iście wschodnioeuropejskie i do tego degustacja różnych gatunków i kolorów win, dobrze że byłem samochodem to szybko wróciliśmy do domu bo dziewczyny zasiedziały się. Myślę, że powinieneś pokazać nam więcej zdjęć z odwiedzanych miejsc. A jak sprawuje się nowy obiektyw, chyba widzę po przykładzie zdjęcia Natalii. Teraz tyle, pokazujcie gdzie jesteście i piszcie bo lubię czytać wasze teksty, ahoj przygodo !!
obiektyw daje rade, jestem z niego zadowolony ale tez nie do kazdego ujacia sie nadaje. trzeba umiejetnie podchodzic do robionych ujec, ladnie kadrowowac, starac sie nie robic ludzi w rogach bo delikatnie znieksztalca 🙂
Zniekształcenia na brzegach najberdziej widac jak podchodzisz bardzo blisko obiektu i kadrujesz go z boku zdjecia. ale można je zjąc w lightroomie – lens correction. trzeba tylko pamietać, że minimalnie przycina kadr.
trzeba były im bigos przygotować 🙂
czesc, gdzie zarezrwowaliscie homestay? wybieram sie do wietnamu i szukam info na temat delty mekongu (miedzy innymi), dziekuje za odp.
Cześć,
mailowo 🙂 córka właściciela zna angielski i odpisuje na maile, śmiało możesz do nich pisać.: homestayngocsang@yahoo.com.vn Na wyspie są cztery homestay, my wybraliśmy ten ponieważ wydawał się najbardziej „prawdziwy”. Tutaj opisane są wszystkie cztery: http://www.rustycompass.com/vietnam-travel-guide-233/mekong-vinh-long-38/hotels-15#.VG0TL_mG-7I Byliśmy w tym polecanym na stronie Ba linh homestay – ale nie mieszkasz tam z rodziną i nie jest to prawdziwy homestay. Pozdrawiamy!