Jest ostatni dzień kwietnia. Wychodzimy z zamku Trosky w Czeskim Raju i rozglądamy się wokół szukając ładnych kadrów z zamkiem. Nagle przed nami wyrasta parometrowy wielki stos gałęzi z kukłą czarownicy wbitą na pal. Stos wygląda jakby był przygotowany, aby zaraz go rozpalić. Spoglądamy na siebie ze zdziwieniem, zastanawiając się cóż to jest. Jedziemy dalej w głąb Czeskiego Raju, mijamy kolejne mniejsze i większe stosy. Późnym popołudniem wracamy do Rokytnic nad Jizerou, niemalże w każdym miasteczku, które mijamy zauważamy gdzieś stos. Przy niektórych zaczynają się gromadzić ludzie, młodsi, starsi, z dziećmi czy wózkami. Teraz jesteśmy już naprawdę zaciekawieni. Dojeżdżamy do Rokytnic i pytamy się Barbory, właścicielki naszego apartamentu, co się tutaj dzieje. „Dziś jest palenie czarownic! Po zapadnięciu zmroku podpalamy stosy i palimy na nich czarownice” słyszymy w odpowiedzi. Bez chwili wahania porzucamy rozpalanie grilla i jedziemy na plac, który wskazuje nam Barbora.
Zanim tam dojedziemy mijamy długi pas ludzi i utykamy za policyjnym radiowozem. Przed nami parada lokalnych „cheerleaderek”. Na środku placu stoi przeogromny stos z belek i gałęzi. Średnica stosu to dobre 5 metrów. Wokół gromadzą się ludzie, część z nich stoi w kolejkach do kilku straganów. Idziemy oczywiście sprawdzić czy poza piwem i grzanym winem jest coś jeszcze. Przy straganach stoją strażacy. To oni pieką kiełbaski na ruszcie, smażą placki i nalewają grzane wino. Bierzemy sejkory, lokalne ziemniaczane placki, podobno bardzo popularne na czeskich jarmakach w okolicach Karkonoszy. Kątem oka widzimy jak dwóch mężczyzn prowadzi w kierunku stosu czarownicę. Na szczęście nie trafia ona na stos, a jedynie pozuje przy nim do zdjęć z dziećmi.
W końcu zapada zmrok, wszyscy gromadzą się wokół stosu. Strażacy odkręcają kanistry z benzyną, polewają stos z każdej strony i podpalają. Rozpoczyna się palenie czarownic. Stos zajmuje się ogniem bardzo powoli, tak jakby wcale nie chciał płonąć. Strażacy podpalają go jeszcze raz. W końcu zrywa się wiatr, który dopełnia ich dzieła, robi sie coraz cieplej. Gałęzie zaczynają płonąć, z czasem co jakiś czas słychać trzask spadającej belki. Ogień tańczy wraz z wiatrem raz w jedną, raz w drugą stronę. Tańczy tak długo, na ile starczy mu drewna na stosie, a wokół niego dobrze bawią się ludzie.
Pálení čarodějnic – palenie czarownic w Czechach
Palenie czarownic w Czechach wywodzi się z dawnych obrzędów pogańskich. Wieki temu wierzono, iż o północy z 30 kwietnia na 1 maja czarownice zlatują się na sabaty czarownic. Aby się przed nimi ustrzec, rozpalano wielkie ogniska, które miały odstraszyć nadlatujące wiedźmy i wszelki złe duchy. Tradycja zachowała się w Czechach do dzisiaj, oczywiście w zmienionej formie, i nazywana jest pálení čarodějnic, Nocą Czarownic czy też Nocą Filipojakubską. Nikt nie wierzy w czarownice i złe demony, każdy podchodzi do święta palenia czarownic na wesoło, to czas spotkań przy płonących ogniskach, spotkań ze znajomymi i bliskimi. Niektóre z nich mają zorganizowaną formę, tak jak opisane palenie czarownic Rokytnicach nad Jizerou, inne bardziej kameralne. Przy każdym jest dobra zabawa, pieczone kiełbaski, inne smakołyki jak i piwo. Jeżeli wybieracie się na majówkę do Czech, to ostatniego dnia kwietnia wypatrujcie stosów w okolicy, warto pójść i zobaczyć jak Czesi się dobrze bawią kultywując tę pradawną tradycję!
Wszystkie posty z podróży po Czechach:
Czechy
Lubisz nasze wpisy? Będzie nam bardzo miło, jeżeli podzielisz się nimi ze znajomymi i zostaniesz naszym stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie.