Do Porto Cervo nie planowaliśmy wpływać, zdecydowanie wolimy naturę i mniej komercyjne zakątki. Ale los miał dla nas inne plany i awaryjnie musieliśmy wpłynąć do portu na kilka godzin. Dla wielu Włochów Porto Cervo miejsce jest symbolem luksusu, nas natomiast zupełnie nie urzekło. Przeciętny turysta wpada tu na chwilę i szybko ucieka, odstraszają go niebotyczne ceny i sztuczność wszystkiego wokół. Zwykłe espresso potrafi kosztować 30 euro, cumowanie na jedną noc to wydatek rzędu 350 euro, czyli średnio trzy razy więcej niż w pozostałych sardyńskich portach, a port poza ceną niczym się nie wyróżnia. Dlaczego więc możni i bogaci tego świata wybrali i tak pokochali Porto Cervo?
Porto Cervo – luksusowe serce Costa Smeralda
Porto Cervo to stolica i sztuczne serce kipiącego luksusem Costa Smeralda (Szmaragdowe Wybrzeże). To tutaj znajduje się słynna z bunga bunga sardyńska willa Silvio Berlusconiego oraz posiadłości włoskich gwiazd i piłkarzy z pierwszych stron gazet. Ale nie zawsze ta część wybrzeża była przyczółkiem dla bogatych. W latach 50-tych ubiegłego wieku Szmaragdowe Wybrzeże było dziką i najbiedniejszą częścią Sardynii, a w miejscu luksusowych jachtów stały rozklekotane rybackie kutry. Czysty przypadek sprawił, że stało się tak pożądanym i opływającym w luksusy miejscem.
Legenda głosi, że w 1958 roku arabski książę i duchowy przywódca Muzułmanów Isma’ilickich Karim Aga Khan podczas załamania pogody schronił się pomiędzy skałami Costa Smeralda w trakcie rejsu wokół Sardynii i zobaczywszy ten dziewiczy kawałek wybrzeża postanowił stworzyć na nim wybrzeże i kurort dla wybranych. Jak było naprawdę, wie zapewne tylko on sam. Fakty są takie, że po powrocie z rejsu po Sardynii, naprędce założył konsorcjum inwestycyjne i zaczął skupować od lokalnych rybaków ziemię za bezcen.
Jak powstało Porto Cervo i Costa Smeralda?
Rozmach jego planów budowlanych ograniczał jedynie rozsądek rządu sardyńskiego, który wymusił na konsorcjum liczne obostrzenia. Krajobraz miał pozostać jak najbardziej nienaruszony. Zakazano budowy wielopiętrowych hoteli – budynki nie mogą mieć więcej niż dwie kondygnacje, a wszystkie kable i rury muszą być ukryte głęboko pod ziemią. Budować można tylko i wyłącznie z materiałów dostępnych na wyspie. Na Costa Smeralda sadzić można tylko roślinność rosnącą na wyspie. Niedozwolone są fast foody oraz rozwieszanie billboardów i plakatów reklamowych. W efekcie tych ograniczeń fasady większości budynków zrobione są z lokalnego różowego granitu i wykończone drzewem jałowca. Całości dopełniły wytyczne książęcych architektów, wyszła taka lekko kiczowata i trochę bezduszna harmonia.
Costa Smeralda była gotowa do przyjmowania swoich elitarnych gości już w połowie lat 60-tych. Znane nazwiska przybywały tu początkowo jedynie na zaproszenie księcia, co zbudowało wokół Porto Cervo aurę elitarności i tajemniczości. Książę od kilkunastu lat nie jest już przewodniczącym konsorcjum i rzadko pojawia się na sardyńskim wybrzeżu, ale sława Porto Cervo nie tylko pozostała, przybiera na sile przyciągając coraz to większe i coraz bardziej luksusowe jachty.
Wpływając na naszej łódce mierzącej 50 stóp czuliśmy się pośród tych prywatnych jachtów jak małe mrówki biegające pomiędzy słoniami. Po drodze do portowej toalety minęliśmy sklepy Harrodsa, Armaniego czy Versace, każdy oczywiście zaprojektowany według miejskich wytycznych. Pomiędzy sklepami wystawione były najnowsze modele Ferrari, Lamborghini i Bugatti. Do tego pięknego obrazka nie pasowały jedynie toalety. Nigdy nie widzieliśmy tak brudnych toi toi’i. Ba, w żadnym innym porcie nie zdarzyło nam się nie znaleźć łazienki z prawdziwego zdarzenia. Ale przecież komu przychodzi do głowy korzystać z portowej toalety w Porto Cervo?!
Wszystkie posty z podróży po Sardynii:
Sardynia
Wszystkie przepisy z Włoch:
Kuchnia włoska
Lubisz nasze wpisy? Udostępnij je znajomym i śledź nas na Facebooku i Instagramie!