Ponad 300 świątyń buddyjskich znajduje się w Chiang mai i jego okolicach. Od takiej ilości może się nieźle zakręcić w głowie. Zwłaszcza, że prawdziwych perełek architektonicznych jest w Chiang mai bez liku. Najbardziej zapadała nam w pamięć wcale nie jedna z najbardziej znanych świątyń jak Wat Chiang Mai czy Wat Chedi Luang, ale położona na obrzeżach Wat Sri Suphan.

Wat Sri Suphan – srebrna świątynia w Chiang Mai
Zaraz po wejściu do kompleksu Wat Sri Suphan niezłe zaskoczenie – zakaz wstępu dla kobiet do srebrnej świątyni. Bo według lokalnych wierzeń 500 lat temu pod fundamentami świątyni zakopane zostały amulety, klejnoty i inne święte rzeczy. Wejście kobiet na teren sprawi, że te drogocenności utracą część swojej mocy. Mogą też negatywnie wpłynąć na kobietę… Cóż, nie ma wyboru, trzeba uszanować lokalne tradycje, można przecież obejrzeć wnętrze świątyni na zdjęciach.
Ale przyszliśmy tam w innym celu, pięknych świątyń naoglądaliśmy się już podczas trzech wcześniejszych dni spędzonych w Chiang Mai, chociaż musimy przyznać, że jest to jeden z ładniejszych watów w mieście. Kilka razy w tygodniu w Wat Sri Suphan można porozmawiać z mnichami o życiu podczas tzw. monk chats. Dla mnichów jest to taka lekcja angielskiego, a dla nas świetna okazja, aby dowiedzieć się czegoś ciekawego o ich życiu oraz wspólnie pomedytować. Mnisi, którzy nie brali udziału w pogawędce z turystami, nie próżnowali. Sprzątanie, podlewanie zieleni, przycinanie kwiatków – proza życia obowiązuje także tutaj.

Podczas rozmowy kolejne zaskoczenie – jeden z mnichów po usłyszeniu skąd jesteśmy zapytał się nas o Roberta Lewandowskiego. „Sława” polskiej piłki dotarła nawet tutaj. Potem było już na poważnie. Życie mnichów zaczyna się o świcie – o 5tej rano wyruszają z pustą miską poza świątynne mury. Okoliczni mieszkańcy obdarowują ich jedzeniem w zamian za duchową opiekę. Historie mnichów miały jeden wspólny mianownik – chcieli się kształcić, ich rodziny nie miały na to pieniędzy. Jedyną szansę na edukację była droga duchowa. Mnich, który prowadził naszą medytację, do Chiang Mai w poszukiwaniu swojej przyszłej świątyni przyjechał z Wietnamu. Sama medytacja trwała prawie dwie godziny. W ciszy i pełnym skupieniu razem z kilkoma innymi turystami uspokajaliśmy oddech, zamykaliśmy oczy i próbowaliśmy opanować technikę medytacji w trakcie chodzenia. Łatwo nie było.
Wat Mahawan i najlepszy masaż w Chiang Mai
W Wat Mahawan ukoicie nie duszę a ciało. Ten piękny kompleks świątynny na co dzień jest w cieniu bardziej znanych watów. Zupełnie niesłusznie. Króluje tutaj biel, a u jej boku dumnie pręży się złoto. Ale prawdziwym klejnotem jest tutejszy masaż. Najlepszy najlepszy jaki mieliśmy w Tajlandii, a mieliśmy ich sporo.

Odkryliśmy go pierwszego dnia i wracaliśmy codziennie. Na tyłach świątyni znajduje się kilkanaście łóżek. Często wszystkie są zajęte. Panie masażystki nie oszczędzają rąk ani nóg. Ugniatają, uklepują,rozciągają, rozluźniają, delikatnie masują. Niestety czas płynie nieubłaganie, godzina masażu mija za szybko.
Wat Chiang Man – najstarsza świątynia w Chiang Mai
Wat Chiang Man, obok której mieszkaliśmy, uznawana jest za najstarszą świątynię w Chiang Mai. Powstała w miejscu, gdzie osiedlił się założyciel Chiang Mai – króla Phaya Mengrai,zanim powstało miasto. Najcenniejszym obiektem w świątyni jest Phra Sila – kryształowy Budda mierzący zaledwie 10 cm i mający bagatela 1800 lat.

Najładniejszą częścią świątyni nie jest Budda, a świetnie zachowana strzelista wieża chedi, dźwigana przez 17 stiukowych słoni oraz sceny z życia założyciela miasta – od narodzin do śmierci, który ozdobione są ściany we wnętrzu świątyni.


Wat Buppharam i największy tekowy posąg Buddy w Tajlandii
Świątynia Wat Buppharam została założona w 1497, a jej najstarsza obecnie pagoda ma ponad 400 lat. W jej wnętrzu w tzw. Dhamma hall znajduje się największy tekowy posąg Buddy w Tajlandii, czyli Phra Buddha Narit. Za jego plecami Phra Buddha Narit znajduje się drewniana płaskorzeźba, na której zapisano historię posągu.


Praktycznie w każdej świątyni znajduje się portret króla. Rodzina królewska cieszy się wśród ludzi, jak i mnichów, ogromną sympatią i szacunkiem.


Nocny bazar w Chiang Mai
Ale nie samymi świątyniami Chiang Mai żyje. Pełno tu małych knajpek i ulicznych straganów. Na wieczornym street foodowym bazarze za północną bramą miasta jedliśmy najlepszego pad thaia w Tajlandii, a za południową bramą piliśmy genialny koktajl z mango i ananasów. Nocny bazar to zakupowy raj dla turystów. Można tam kupić wszystko. Od biżuterii, amuletów i kamieni szlachetnych, poprzez szale, torby i ubrania, do naturalnych kosmetyków i figurek Buddy. Prowadząca do bazaru Th Loi Kroh po 19 przeistacza się z sennej i leniwej ulicy w jedną, wielką imprezownię. Jeżeli szukacie spokoju omijajcie te rejony wielkim łukiem.

Wszystkie posty z podróży po Tajlandii:
Tajlandia
Wszystkie przepisy z Tajlandii:
Kuchnia tajska
Lubisz nasze wpisy? Udostępnij je znajomym i śledź nas na Facebooku i Instagramie!
przepiękne, nie wiedziałam, że jest ich aż tyle!
jest ich tak dużo, że nie ma szans, żeby wszystkie zobaczyć!
Bardzo, ale to bardzo lubię to miasto 🙂
Mam gdzieś te wszystkie świątynie na zdjęciach, ale i tak Chiang Mai najlepiej pamiętam z rewelacyjnego kursu gotowania 🙂
Też na nim byliśmy i też byliśmy zachwyceni!
O my God! No to zacna ich liczba, nawet bardzo! Nie jestem przekonana do ich religii, zresztą jak i do wielu innych, ale z chęcią bym je zobaczyła. Dobry przewodnik w pigułce. Dzięki!
Proszę!
300 świątyń?! nie wiem co powiedzieć, raj!! 🙂 wyglądają zjawiskowo!
Nawet więcej niż 300, a całkiem sporo jest jeszcze w okolicy!
Chyba na tym polega piękno miejsc mniej znanych? Że są fascynujące a przy tym mniej zadeptane i zatłoczone. Spośród takiej ilości trudno wybrać, co odwiedzić w tak krótkim czasie. Fajnie, że można obejść przewodnikowe rady i udać się tam, gdzie jest możliwość poświęcić trochę więcej czasu na zapoznanie się ze świątynią i rozmowy.
wybór był mega trudny, co krok świątynia, wszystkich nie dasz rady odwiedzić i musisz coś wybrać. A poza świątyniami, to świetne miejsce na kurs gotowania!
Tak kusicie tą Azją, że jakbym miał taką możliwość, to spakowałbym plecak i kupił bilet np. do Bangkoku czy do Delhi 🙂 (niestety, szkoła – tego nie jestem w stanie przeskoczyć 🙁 )
Szkoła, szkołą, ale są ferie i wakacje 🙂